Archiwum 04 stycznia 2010


sty 04 2010 I na początek...
Komentarze: 3

Moja pierwsza w życiu tego typu notatka, nigdy nie miałem potrzeby uzewnętrzniać się przed obcymi ludźmi. A teraz wstydze się okazać słabośc przed kimkolwiek, nikt, nawet najbliższe mi osoby nie wie jak cieżko mi poradzić sobie z cierpieniem w jakim przyszło mi funkcjonować.

Ci co mówili że czas leczy nie wiedzieli co mówią, on otępia, cierpienie staje się czyms normalnym czyś co tu po prostu jest. A najgorsze jest poczucie bezsilości, wiem że nie mogę zrobić nic co sprawi że powróci do mnie to szczęście które przez ostatnie lata było tak codzienne że przestałem je zauważąc. A smutna prawda jest taka że to co naprawde ważne dostrzegamy dopiero gdy jest już za późno.

Byłem kochany, i kocham nadal, i niezależnie jak bardzo bym chciał nie mogę przestać. Wiem ile błendów popełniłem, jak mocno raniłem pamientam też jak dotkliwie byłem zraniony...i idę dalej bo to jedyne wyjście z tej beznadziejnej sytuacji.

Dla wiekszości ludzi jestem nadal uśmiechniętym wesołkiem, który nic sobie nie robi z rozstania, samotności, smutku. Ile to razy słyszałem od przyjaciół -"Stary podziwiam Cię" i jak ja mam im powiedzieć że nie śpie od kilku miesięcy dłużej niż dwie godizny w jednym ciągu, że nie mogę znaleźć sobie miejsca, że potrafie godzinami wpatrywać się w jej zdjęcia...